wtorek, 21 października 2014

Rozdział pierwszy.

                Mała, zaspana blondynka ciągnąc za sobą ulubionego misia zakrada się do matczynej sypialni nocą, gdy nie może zasnąć w swoim nowym pokoiku. Szturcha matkę by się obudziła.
                - Mamusiu, mogę spać z tobą? – Przeciera ledwo otwarte oczka czekając na reakcję matki. – Nie mogę zasnąć.
                - Chodź tutaj. – Kobieta robi jej miejsce w swoim łóżku, a ta od razu je zajmuje i przytula się do niej. – Ale tylko ten jeden raz, jasne?
                - Yhy.
                - A teraz śpimy.
                - Kocham Cię mamusiu – całuje ją w Polik i zasypia.
                Pierwsza noc w bełchatowskim mieszkaniu była do nich obu ciężka. Kaja, tej nocy spała niewiele, a Amelia nie mogąc przyzwyczaić się do nieznanego jej otoczenia, mimo zmęczenie zasnęła dopiero po przyjściu do łóżka matki. Mimo wszystko obie muszą wstać odpowiednio wcześniej by kobieta zdążyła odwieść córkę do przedszkola, a sama zjawiła się na czas w nowej pracy. 
                Gdyby nie namowy i pomocna dłoń rodziny Wlazłych, nigdy nie odważyłaby się przyjąć pracy w bełchatowskim klubie. Nawet do głowy by jej nie przyszło wyjeżdżanie z ukochanego Gdańska. Jednak ze względu na córkę i chęci by dziecko spędzało więcej czasu z rodziną od strony ojca, przekonały ją do zmiany otoczenia. Kto wie, może jej także wyjdzie to na dobre? 
                - Masz być grzeczna, jasne? – Kolejny raz pouczała córkę stojąc przed drzwiami do Sali grupy „Poziomki”
                - Mamo wyluzuj – machnęła rączką i wzięła swój plecaczek – paaa – cmoknęła matkę w policzek i wbiegła do pomieszczenia pełnego zabawek i innych dzieci z uśmiechem na twarzy. 
                Każdy obawia się nieznanego, nowości w swoim życiu, więc nie było nic dziwnego w tym, że będąc już pod bełchatowską Energią bała się wysiąść z auta. W pewnej chwili nawet do głowy przyszedł jej pomysł o ucieczce i powrocie do Gdańska. Jednak spięła się w sobie i kilka chwil później była w gabinecie prezesa Piechockiego.
                Dzisiejsze spotkanie było tylko dopełnieniem formalności, bo potrzebne wcześniej dokumenty przesyłała do prezesa mailowo. Dostała klubowy strój i harmonogram godzin swojej pracy, z którego wynikało, że dziś po południu miała się stawić na pierwszym treningu całej drużyny po zakończonym sezonie reprezentacyjnym.
                - Nie ma się czego bać, oni nie gryzą. To naprawdę fajni faceci – kolejny raz upewniał ją Mariusz idąc na halę.
                - Ale sami faceci – zaśmiała się.
                - Będziesz miała, w czym wybierać.
                - Cieszę się, że zgodziłaś się przyjąć tę ofertę.
                - Ja też – uśmiechnęła się.
                Po chwili na hali pojawiali się kolejni zawodnicy, a każdy z nich wykazywał nie małe zainteresowanie kobietą znajdującą się wśród nich w dodatku mająca na sobie strój jednego z członków sztabu.
                Prezes przywitał wszystkich zawodników, część z nich trenowała już od kilku tygodni, ale dziś dołączyli reprezentanci swoich krajów po sezonie kadrowym. Przywitał również nowego trenera, który do niedawna był grającym zawodnikiem.
                - W naszym sztabie zaszła jeszcze jedna zmiana. Od dziś drugim fizjoterapeuta, a raczej fizjoterapeutką będzie Kaja Matuszak. Mam nadzieję, że Twoja współpraca z klubem będzie udana. – Zwrócił się do kobiety
                - Mam nadzieję, że miło będzie nam się pracować – zwróciła się do drużyny.
                - Zapisuję się pierwszy na masaż, coś mnie w plecach ciągnie – zawołał Kłos.
                - Ciebie to niech Ola masuje – powiedział Wrona.
– A teraz panowie na rozgrzewkę biegamy dookoła boiska – krzyknął do zespołu Falasca, a oni wydając z siebie krzyk niezadowolenia ruszyli do biegu.

Pierwszy trening w klubie nie należał do najcięższych. Po niespełna dwóch godzinach Michał wychodził z szatni z torbą przewieszoną przez ramię.   Chciał jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu z synem, by móc spędzić z nim trochę czasu.
- Michał! Michał, zaczekaj – złapał go na parkingu Wlazły. - Hej stary, myślałem, że chwilę pogadamy, a ty się zwinąłeś nawet nie zauważyłem, kiedy.
- Przepraszam, ale chciałbym szybko znaleźć się w domu, obiecałem dziś Oliemu pizzę.
- Rozumiem, rozumiem.
- Może weźmiesz Arka i pójdziecie z nami?
- Nie, spędź trochę czasu z synem. Chciałem was tylko zaprosić w sobotę na grilla, co ty na to?  Arek na pewno ucieszy się ze spotkania z Olim.
- Bardzo chętnie.
Rozmawiali jeszcze chwilę przy samochodzie Michała przed halą, po chwili dołączyła do nich Kaja.
- Wy się chyba jeszcze nie poznaliście osobiście – zauważył Mariusz i przedstawił sobie swoich przyjaciół.
- My się kiedyś już widzieliśmy, czy mi się wydaje?
- Też mam takie wrażenie – przytaknęła kobieta. – Chyba na weselu Mariusza.
- Rzeczywiście. Ja się będę zbierać. Miło Cię było poznać, do jutra.
Michał i jego syn byli ze sobą bardzo związani. Mężczyzna prawie całe życie wychowywał go sam. Jedyna pomocą była wpadająca od czasu do czasu matka Winiarskiego, bo z żoną nie miał kontaktu od ponad pięciu lat, od dnia, kiedy spakowała swoje rzeczy i zostawiła krótki list z przeprosinami.  Nie szukał jej, nigdy nie próbował i nie chciał jej szukać. Sposób, w jaki opuściła jego i ich syn sprawił, że dla niego była już nikim.
Winiarscy siedzieli w ulubionej knajpce Oliego i zajadali się serową pizzą. Mały uwielbiał takie wypady z ojcem, wynagradzały mu dni, kiedy mężczyzny nie było.
- Tato, wiesz, do naszej grupy doszła nowa dziewczynka.  Amelka, bardzo fajna. I wiesz, ma nazwisko jak wujek Mariusz – mówił chłopiec przeżuwając smakołyk. – Jak tam na treningu? Dali wam wycisk? Halo, ziemia do taty – machał mu przed nosem białą serwetką.
- Przepraszam synek, jestem trochę zmęczony. Co mówiłeś?
- Że mamy nową koleżankę w przedszkolu. Pogramy w domu w fifę?
- Jasne – poczochrał blond włosy na głowie syna i obaj się zaśmiali.


Końcówka mi się nie podoba, ale nic lepszego nie wymyślę. 
Cieszę się, że tyle osób jest zainteresowanych tym opowiadaniem, mam nadzieję, że sprostam waszym oczekiwaniom. 

sobota, 4 października 2014

Prolog.

 Wysoki, szczupły mężczyzna o brązowych, przydługich już włosach i cudownie niebieskich oczach, z wielką sportową torbą na ramieniu wbiega zdyszany do ciemnego mieszkania.  Pośpiesznie sprawdza wszystkie pokoje ale znajduje tylko ukochanego synka śpiącego w swoim łóżeczku.  Nikogo więcej. Wielka szafa, którą dzielili z żoną jest pozbawiona jej ubrań, w łazienkowej szafce nie ma jej kosmetyków.  Nie zostało po niej nic w ich wspólnym mieszkaniu. Jedyne co po niej znalazł to złożona kartka papieru na kuchennym stole. Bał się, bał się tego co tam przeczyta. Rozłożył kartkę na blacie i przeczytał to co napisała. Napisała, że przeprasza, że odchodzi, że to jej wina, nie jego, ale także, że już nie wróci, a on ma się zaopiekować synem najlepiej jak potrafi, bo ona w niego wierzy.  Zgniótł świstek i rzucił nim w kąt. Miał ochotę się rozpłakać, ale tak naprawdę spodziewał się, że ich małżeństwo chyli się ku rozpadowi, a on nic z tym nie zrobił i to gryzło go najbardziej. Nie zrobił nic by ratować tonący okręt jakim było jego małżeństwo. Mimo wszystko nie myślał, że zostawi go w taki sposób.
- Ona odeszła Mariusz, zostawiła mnie – powiedział od razu słysząc głos Wlazłego.

Niska, długowłosa blondynka o cudownie niebieskich oczach z rozmazanym makijażem i widocznym już brzuchem ciążowym biegnie korytarzem jednego z gdańskich szpitali. Jest cała zdenerwowana, a łzy ciągle lecą z jej oczu, nie może ich powstrzymać. Zatrzymuje się dopiero przed drzwiami do sali operacyjnej gdzie już czeka na nią siostra. Od razu wpada w jej ramiona. Minuty ciągną się jak godziny, a ona coraz bardziej boi się tego co powiedzą lekarze, kiedy tylko wyjdą zza wielkich drzwi.Gdy pojawia się starszy mężczyzna w białym fartuchu, a ona próbuje utrzymać się na nogach, ma wrażenie, że siedziała na tych twardych krzesełkach wieczność. Boi się, boi się tego co zaraz usłyszy. Po słowach „robiliśmy wszystko co w naszej mocy” świat jej się zawalił. Nie słuchała co miał do powiedzenia dalej. Opadła na krzesło i chowają twarz w dłoniach rozpłakała się bardziej niż małe dziecko. Dopiero po odpowiednich dla kobiet w ciąży środkach na uspokojenie udaje jej się powstrzymać płacz i roztrzęsienie.
- On odszedł Mariusz, on nie żyje – powiedziała od razu słysząc głos Wlazłego, który czekał na jakiekolwiek wieści z Gdańska.

Więc zaczynamy.
Liczę, że wytrwacie do epilogu tej historii. Mam też nadzieję, że nie zawiodę waszych oczekiwań i naprawdę wciągniecie się w ich losy. Łatwo nie będzie wiem.
P.S. proszę o danie jakiegokolwiek znaku jeśli chcecie być informowani.
Rozdziały co dwa tygodnie:)